sobota, 7 lipca 2012

6. Talizman

"Młodość jest ciężka i gorzka, jest niezgodą na świat i niezgodą na siebie, jest od początku zmaganiem z czułością i cierpieniem."
- Zofia Nałkowska

Chris wszedł wolnym krokiem do starego, dawno nieodwiedzanego przez żadnego człowieka grobowca. Był on usytuowany na niewielkim wzgórzu, w pewnej odległości od miejskiego cmentarza. Dziewiętnastowieczny budynek był od lat przedmiotem strachu. Wiązało się z nim wiele ludzkich legend o nawiedzających go duchach zmarłych. Chłopak pokiwał głową z niedowierzaniem przypominając sobie jak głupie historie słyszał o tym miejscu. W środku czekał na niego Alfi i dwóch nieznajomych, najprawdopodobniej nowych nabytków przywódcy. Alfi był wysokim mężczyzną o długich siwych włosach i  brodzie sięgającej klatki piersiowej. Wygląda doskonale jak na bohatera horroru - pomyślał Chris uśmiechając się do przyjaciela i rozglądając się po małym pomieszczeniu. Po każdej ze stron leżały trzy urny, a nad nimi imiona i nazwiska zmarłych. Na frontowej ścianie była już wykonana kolejna tabliczka, która czekała na śmierć ostatniego członka rodziny, ale nigdy się nie doczekała. Alfi stał oparty o figurkę anioła, depcząc delikatnie stary, drewniany krzyż, który już od lat leżał połamany na ziemi.
- Witam w moim rodzinnym grobowcu, przyjacielu! - zaczął Alfi pokazując rękoma aby rozejrzał się po przerażającym wnętrzu.
- Coś się stało? Dlaczego kazałeś mi tu przyjść? - dopytywał się brunet, wciąż wpatrując się w towarzyszy swojego wodza. Starzec kiwnął głową sugerując aby opuścili pomieszczenie. Spełnili oni jego niemą prośbę i chwilę później zostali sami.
- Musisz zmienić plany - powiedział siwiec z półuśmiechem na ustach.
- Myślałem, że wszystko było już ustalone - odpowiedział Chris i patrzył się wściekłym wzrokiem na swojego towarzysza.
- Widziałeś Veronicę? - brunet spojrzał na niego zaskoczony.
- Przecież sam kazałeś mi ją odwiedzić - odparł zaintrygowany.
- Pamiętasz co miała wtedy na szyi? - brunet tylko pokiwał przecząco głową - Wypchnęła cię wtedy z domu? - tym razem potwierdził - Wiesz, że normalny człowiek nie potrafiłby tego uczynić.
- Sugerujesz, że jest jakąś magiczną istotą? - zapytał Chris, zupełnie nie wiedząc co o tym myśleć.
- Nie. Ona musiała mieć wtedy przy sobie jakiś talizman. Prawdopodobnie naszyjnik. To w nich można ukryć największą moc, ponieważ ludzie noszą je najbliżej serca.
- Co mam z tym zrobić?
- Zdobądź go - odparł po czym zniknął w jednej chwili z grobowca. Chris złapał się za głowę. Miał tyle pytań, a jego przywódca po prostu zniknął. Zostawił go po raz kolejny samego.
- Co się tak gapisz?! - krzyknął do figurki anioła i kopnął ją tak mocno, że zderzyła się z przeciwległą ścianą.  Stał jeszcze chwile w miejscu wpatrując się w to co z niej zostało. Odłamki porcelany znajdowały się teraz w całym pomieszczeniu. Nagle poczuł się dziwnie zagrożony, jakby duchy za wszelką cenę chciały się go pozbyć. Wyszedł z grobowca w nieludzkim tempie i od razu skierował się do domu Veronicki.
***
Nad miasteczkiem małym Montana rozpościerały się ciemne, burzowe chmury. Ostatnio pogoda nie rozpieszczała mieszkańców. W dzień były okropne upały, a popołudniami przynoszące ogromne straty opady deszczu i wyładowania atmosferyczne. Annie przyspieszyła kroku, ściskając w rękach dużą, papierową torbę z zakupami. Chciała za wszelką cenę zdążyć do domu przed pierwszym błyskiem. Od dziecka bała się burzy. Poza tym gdyby tylko zaczął padać deszcz zmokłyby jej zakupy. Uśmiechnęła się lekko do biegnącego z naprzeciwko dziecka. Jednak ono jakby rozpłynęło się w powietrzu. Serce dziewczyny zaczęło bić coraz szybciej. Ile razy oglądała horrory, w których najstraszniejsze były właśnie małe dziewczynki. Potrząsnęła głową próbując myśleć racjonalnie. Dotarła do drzwi mieszkania w nie więcej niż pięć minut od dziwnego incydentu z dziewczynką. Szybko uporała się z wejściowym zamkiem i z uśmiechem położyła zakupy na podłodze i zaczęła ściągać buty. W domu nic jej przecież nie groziło. 
- Tato! - krzyknęła, chcąc upewnić się, że ojciec wrócił już z ogrodu, do którego często wyjeżdżał w tak upalne dni, aby schronić się przed upałem pod wielką jabłonią - Tato! Jesteś tu?! - wołała wciąż nie słysząc żadnej odpowiedzi. Weszła do salonu i spostrzegła ojca siedzącego jak zawsze w fotelu w rogu pokoju.
- Tato, czemu się nie odzywasz? - zapytała i podeszła bliżej, dopiero wtedy zauważyła krew spływającą po jego gardle. Krzyknęła głośno, choć wiedziała, że nikt jej nie usłyszy. Oczy pana Johnsona miały teraz zupełnie nieobecny wyraz. Jednak były szeroko otwarte, jakby wpatrywał się w swoją córkę. Annie wyjęła telefon i próbowała zadzwonić na pogotowie, jednak brak sygnału jej to uniemożliwił.
- Tato, tato... - zaczęła dotykając jego zimnych policzków. Wiedziała, że to już koniec. Że zostali zupełnie sami, jednak za wszelką cenę nie dopuszczała do siebie tej myśli. Będąc w szoku wybiegła szybko z domu kierując się do Veronicki, u której zapewne był jej brat.
__________
Hej, hej! Przepraszam, że musieliście tak długo czekać na nowy rozdział, ale ostatnio kompletnie nie mogłam się do tego zabrać.
Rozdział dedykuje: Daga25 i Skyler za to, że są ze mną i wyrażają swoje opinie o moich wypocinach :D
PS Co myślicie o nowym nagłówku? Próbowałam zrobić go jak najlepiej, ale w sumie nie jestem pewna czy dobrze wyszedł.
PPS Miłych wakacji :)
Buziaki :**