środa, 6 czerwca 2012

3. Rodzinny sekret


"Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać. Bo człowiek nie jest stworzony do klęski."
- Ernest Hemingway
Młoda dziewczyna szybko minęła próg swojego domu. Gdy tylko zamknęła drzwi ze zdenerwowaniem zaczęła szukać ojca. Siedział on jak zawsze na starym, wytartym fotelu w samym rogu małego salonu. Wszędzie wokół panował bałagan, na który nikt nie zdawał się zwracać uwagi. 
- Annie, wróciłaś! - powiedział zachrypniętym głosem mężczyzna wpatrując się w swoją córkę. 
- Udało mi się wcześniej wyjść z pracy - odpowiedziała sucho - Wszystko w porządku? Scott jeszcze nie wrócił? - zapytała ojca, który od dawna podejrzewany był o chorobę psychiczną, jednak żaden z lekarzy nie potrafił tego jednoznacznie stwierdzić. 
- Musicie się dowiedzieć kto zabił waszą matkę! Ktoś ją zamordował! Rozumiesz?! - dziewczyna opuściła pokój wiedząc, że ojciec długo nie skończy swoich spiskowych teorii. Wszyscy dobrze wiedzieli, że jej matka zmarła na zawał serca, jednak on wciąż im wmawiał, że ktoś "maczał w tym palce". Annie udała się do kuchni i zaczęła przygotowywać obiad. Po chwili usłyszała dźwięk zatrzaskiwanych drzwi.
- Scott? - chciała się upewnić czy to jej brat.
- Annie? Nie spodziewałem się ciebie tutaj! - powiedział z uśmiechem i pocałował siostrę w policzek.
- Gdzieś ty był? Nie powinieneś zostawiać ojca na tak długo samego!
- Poradzę sobie! Jestem zupełnie zdrowy! To wy nie chcecie mi uwierzyć! - usłyszeli donośny głos mężczyzny.
- Tato nie denerwuj się! Annie po prostu nie chciała, żebyś siedział tutaj sam. Poczekaj chwilkę, zaraz przyniosę ci obiad - próbował za wszelką cenę załagodzić sytuację, jednak wychodząc z salonu dokładnie zamknął drzwi.
- Byłem u Veronicki - odpowiedział cicho. Siostra spojrzała na niego współczująco i położyła dłoń na jego ramieniu.
- Przykro mi, naprawdę - delikatnie ścisnął jej rękę, próbując bez słów podziękować za wsparcie jakie otrzymał od niej po śmierci przyjaciela. 
- Przepraszam, że zostawiłem ojca samego na tak długo. Obiecuje, że się nim zajmę - odparł po chwili. Dziewczyna pokiwała głową ze zrozumieniem i zaczęła nakładać obiad na talerze - Nie jestem głodny. Pójdę do siebie - powiedział cicho gdy Annie chciała mu podać posiłek. Spojrzała na niego zdziwiona, ale nic nie powiedziała. Odkąd zmarł jego przyjaciel zachowywał się zupełnie inaczej. Chciała mu jakoś pomóc, ale nie wiedziała jak. Miała jedynie nadzieję, że te spotkania z Veronicką nie pozwolą całkowicie zamknąć się w sobie. Zaszokowało ją jednak to, że najpopularniejsza dziewczyna w szkole już dwa razy spotkała się z jej bratem. Może ona też potrzebowała kogoś z kim mogła by o tym porozmawiać. Annie westchnęła głęboko i poszła zanieść ojcu obiad. 
- Dziękuje - powiedział biorąc od niej talerz, już chciała odejść gdy ojciec chwycił ją za rękę - Annie, kochanie, musisz mnie wysłuchać. Wiem, że wydaje wam się, że oszalałem, ale... - dziewczyna wyrwała dłoń z uścisku ojca.
- Tato, nam się nie wydaje! Mama nie żyje, rozumiesz! Nikt jej nie zamordował, a nawet jeśli to to nic już nie zmieni. Zostaliśmy sami - wykrzyczała i wybiegła z salonu. Pan Johnson odetchnął zasmucony i spojrzał na trzymany w dłoniach posiłek. Był pewny, że ma rację, jednak nikt nie chciał mu zaufać. 
***
W domu Veronicki panowała cisza. Dziewczyna leżała na łóżku patrząc się beznamiętnie w sufit. O dziwo pragnęła, aby te wakacje jak najszybciej się skończyły. Kiedy zacznie chodzić do szkoły, pod natłokiem obowiązków może uda jej się choć przez chwilę nie myśleć o tym co się stało kilka tygodni temu. Odkąd spotkała Scotta potrafiła choć na chwilę zapomnieć, jednak gdy chłopak wychodził, wszystko wracało do normy.Wstała szybko z łóżka i w odruchu chwili postanowiła powspominać stare czasy. Wzięła do rąk karton, w którym od lat przechowywała pamiątki. Spojrzała na zdjęcie z przedszkola z nieukrywanym wzruszeniem. Stała na nim razem z bratem przebranym za wampira, ona sama miała na sobie strój księżniczki.
- Halloween... - szepnęła cicho wciąż wpatrując się w zdjęcie. Po chwili wyjęła fotografię całej rodziny na wakacjach w Paryżu. Miała wtedy trzynaście lat i była obrażoną na wszystkich nastolatką. Dlatego na zdjęciu wszyscy są uśmiechnięci, za to ona stoi z naburmuszoną miną i założonymi rękoma. Przerzuciła kilka kolejnych starych zdjęć, trochę pocztówek i kartek od przyjaciół i rodziny, parę starych pamiątek z różnych stron świata, aż wreszcie dokopała się do starego zegarka dziadka. Otworzyła go z uśmiechem i zobaczyła, że wciąż działa. Jej dziadkowie już dawno zmarli. Nawet ich nie pamiętała. Jedynie rodzice opowiadali jej wspaniałe historie z nimi związane. Podobno dziadek John walczył bohatersko w czasie drugiej wojny światowej. Ścisnęła w dłoniach zegarek i założyła na szyję. "Od teraz będzie to mój talizman" - pomyślała i uśmiechnęła się uspokojona. Odłożyła pudełko na miejsce i nagle usłyszała pukanie do drzwi. Wolnym krokiem poszła na dół, zdziwiona, że ktoś przyszedł ją odwiedzić. Otworzyła drzwi, a przed nią stanął wysoki mężczyzna. Był ubrany na czarno, w dopasowany T'shirt idealnie podkreślający jego mięśnie, w skórzaną kurtkę i długie motocyklowe spodnie. Patrzył na nią ciemnymi oczami tak intensywnie, że cofnęła się o krok do tyłu.
- Veronica? - powiedział cicho, jego głos też był przerażający. Dziewczyna wycofała się jeszcze bardziej, co mężczyzna uznał za raczej zaproszenie do domu niż oznakę strachu.
- Tak - wyjąkała cicho - Kim ty jesteś?
- Mam na imię Chris, ale to chyba nic ci nie mówi - odparł z ironicznym uśmiechem, patrząc z dziwnym błyskiem w oczach na przerażoną dziewczynę.
- Wyjdź stąd! - krzyknęła biegnąc do kuchni i chwytając słuchawkę telefonu - Albo zadzwonię na policję!
- Chciałem tylko porozmawiać. Nie skrzywdzę cię - odparł uspokajająco, jednak dziewczyna nie dała się zwieść i wciąż pokazywała dłonią drzwi. 
- Wynoś się! - krzyknęła ponownie, tym razem głos jej nawet nie zadrżał. Chris spojrzał na nią zdziwiony, jednak ona wypchnęła go za drzwi zanim zdążył się zorientować co zamierza, po czym szybko zamknęła je na wszystkie zamki. Następnie wciąż zdenerwowana zasunęła wszystkie rolety w domu i pogasiła światła. Zostawiła tylko jedną małą lampkę w swoim pokoju. Po czym zdenerwowana osunęła się na ścianę. W tym mężczyźnie było coś morderczego. Czuła to. Zamknęła oczy próbując uspokoić rozszalałe serce. Poczuła, że jej ciało klei się od zimnego potu. Położyła się skulona na ziemi i wybuchła płaczem. Wiedziała, że już nic, nigdy nie będzie takie jak dawniej.
_______________

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz