środa, 6 czerwca 2012

4. Zauroczenie


"Czasami miłość bywa interesowna, ale człowiek jest na tyle głupi, że zanim się zorientuje, ona zdąży już ten interes załatwić."
- Kuba Wojewódzki
Annie nerwowo stukała dłońmi w blat stolika czekając aż przyjdzie kelner i wreszcie przyjmie jej zamówienie. Umówiła się w tej małej, przytulnej restauracji ze swoim znajomym z kampusu. Oboje studiowali archeologię, a że niedługo mieli mieć egzamin, chcieli wymienić się notatkami. Dziewczyna przeczesała włosy dłonią wciąż rozglądając się za jakimś pracownikiem restauracji. W końcu podszedł do niej młody kelner, wyglądał na jakieś dwadzieścia lat. Uśmiechnął się delikatnie i podał dziewczynie kartę.
- Nie, dziękuje - powiedziała nawet jej nie biorąc do ręki - Poproszę małą latte.
- Oczywiście - odpowiedział i szybko zniknął między stolikami. Annie spojrzała na zegarek i zauważyła, że Chris spóźniał się przynajmniej 20 minut. Nagle podniosła wzrok i spostrzegła, że siedzi na przeciwko niej.
- Hej - powiedział z uśmiechem, jego krótkie, czarne włosy zawadiacko opadały na czoło. Był naprawdę przystojnym mężczyzną. Przynajmniej połowa studentek z roku pragnęła się z nim umówić. Jednak to Annie poprosił o spotkanie w sprawie notatek. Dziewczyna cały dzień chodziła dumna jak paw z tego powodu. 
- Cześć - wydukała cicho wpatrując się w ciemne tęczówki chłopaka - Długo czekałam, więc zamówiłam już kawę. Mam nadzieję, że się nie obrazisz - powiedziała i posłała mu ciepły uśmiech. Chris odwzajemnił gest. Dziewczyna dokładnie mu się przyjrzała. Miał na sobie czarną koszulkę idealnie podkreślającą jego mięśnie, do tego ciemną, skórzaną kurtkę i modne dżinsowe spodnie. Spod stołu wystawały ciężkie, wpół rozwiązane buty. 
- Przepraszam, że musiałaś czekać - odpowiedział szybko.
- Nie ma sprawy - znów się uśmiechnęła, czując coraz szybsze bicie serca. Nie była zbyt dobra w kontaktach z chłopakami. Nigdy nie wiedziała co powiedzieć. Czuła jak w gardle rośnie jej wielka gula. Postanowiła rzucić jakiś neutralny temat związany ze studiami - Jak myślisz co będzie na egzaminach?
- Nie mam pojęcia, ale słyszałem, że mają być trudne - odparł i oparł swoją głowę na łokciach, które trzymał na stole, przez co zbliżył swoją twarz do twarzy Annie. Dziewczyna poczuła rumieńce na policzkach. W tym momencie przyszedł kelner i podał jej kawę. Chris poprosił jedynie o szklankę wody. Kelner przytaknął i znów odszedł. 
- Czyli czeka mnie tydzień ciężkiej nauki, mam nadzieję, że uda mi się to jakoś pogodzić z pracą - powiedziała po chwili.
- A gdzie pracujesz? - zapytał chłopak wciąż wpatrując się prosto w jej twarz  jakby naprawdę była jedyną osobą na świecie, która go interesowała.
- Jestem stażystką w zakładzie fryzjerskim - odpowiedziała lekko zawstydzona. Miała przed sobą chłopaka, który wyglądał tak jakby miał na koncie kilka milionów, ona przy nim była jak nic nie znaczący pyłek. 
- To ciekawe. Czyli lubisz strzyc? - zapytał z uśmiechem, Annie czuła jak się rumieni na jego widok. W tej chwili przyszedł kelner i podał Chrisowi wodę. 
- Tak. Ale wolę układać fryzury - odpowiedziała gdy już odszedł.
- Może mnie kiedyś uczeszesz? - zaproponował.
- A chciałbyś? - teraz to ona patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczyma.
- Bardzo - po raz pierwszy uśmiechnął się do niej szczerze. Mimo iż miała być tylko jego środkiem do osiągnięcia celu poczuł nagły przypływ sympatii do tej wesołej, nieco zagubionej dziewczyny. Ponownie odwzajemniła jego gest co spowodowało, że poczuł jakieś dziwne ciepło w sercu. Potrząsnął głową próbując wyrzuć z niej te myśli. Ona miała być jego ofiarą, a nie na odwrót. Rozmawiali jeszcze przez chwilę, jednak dziewczyna szybko go opuściła, powiedziała, że musi być wcześniej w domu, żeby zająć się chorym ojcem. Chris dobrze wiedział, że stary Johnson nie ma problemów psychicznych, że to co mówi to szczera prawda. Nigdy się nie przejmował tą sytuacją, to byli w końcu tylko ludzie. Jednak teraz poczuł dziwne zmieszanie. Poczucie winy ukuło go w serce, choć próbował się przed tym za wszelką cenę bronić. Rzucił banknot przy rachunku, który przed chwilą przyniósł kelner, po czym zebrał ze stołu notatki od Annie i skierował się wolnym krokiem do wyjścia z kawiarni. Starał się uśmiechać i udawać, że nic go nie obchodzi, jednak na jego ustach pojawił się grymas niezadowolenia. Przypomniał sobie smutną twarz Annie, gdy mówiła o chorym ojcu. Potrząsnął głową chcąc wyrzucić to wspomnienie z pamięci. Przybrał na twarz maskę i pewnym krokiem szedł główną ulicą miasteczka. "To tylko ludzie! To tylko nic nie znaczący ludzie" - huczały w jego głowie słowa Alfiego.
***
Scott stał przed drzwiami domu Veronicki. Właśnie podniósł rękę, żeby w nie zapukać, gdy nagle się otworzyły. Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona.
- Hej! - przywitał się z uśmiechem - Przepraszam, że nie zadzwoniłem, ale chciałem z tobą o czymś porozmawiać.
- Cześć! - odwzajemniła jego gest, a w jej oczach zobaczył szczerą radość z powodu tego spotkania - Nic się nie stało. Właśnie miałam iść na cmentarz, ale mogę to zrobić później. Proszę wejdź - powiedziała i wpuściła go do środka. Usiadł na kanapie, kiedy ona poszła do kuchni po świeżo upieczone ciasto. Od dawna uwielbiała robić różne wyroby cukiernicze, przede wszystkim dlatego, że kochała wszystko co słodkie. Zrobiła to jednak pierwszy raz od śmierci rodziców, nie chciała się do tego przyznać, ale liczyła, że właśnie Scott złoży jej wizytę. Postawiła przed nim jabłecznik i filiżankę herbaty z miodem i cytryną. Wiedziała już, że pije tylko taką. Uśmiechnął się do niej z wdzięcznością. Usiadła w fotelu na przeciwko niego i wzięła do rąk kawałek ciasta.
- Więc o czym chciałeś porozmawiać? - zapytała biorąc gryza jabłecznika, wciąż nie spuszczając jednak oczu z chłopaka.
- Pamiętasz jak mówiłem ci o tym, że mój ojciec jest chory? - przytaknęła w milczeniu - Po śmierci matki zmienił się. Ciągle mówił, że matkę ktoś zamordował. Jednak ani ja ani Annie nie chcieliśmy w to wierzyć...
- Annie? - przerwała mu zdziwiona.
- Moja siostra - powiedział z uśmiechem.
- Przepraszam, nie wiedziałam, że masz siostrę, ciągle mówiłam o sobie, jestem taka samolubna... - zaczęła jednak chłopak nie pozwolił jej dokończyć.
- Straciłaś wszystkich ludzi, których kochałaś, nie masz nawet prawa tak mówić - zapewnił ją żarliwie. Pokiwała głową, jednak nie wydawała się przekonana.
- Mów dalej - poprosiła.
- No więc, ja i moja siostra byliśmy przekonani, że mama zmarła na zawał serca. Tak było w raporcie policyjnym i w dokumencie po sekcyjnym. Jednak ojciec wciąż twierdził, że to nie słabe serce przyczyną jej śmierci. Mówił, że została zamordowana - Veronica otworzyła szeroko usta, nie miała pojęcia jak na to zareagować - Nie wierzyliśmy w to, jednak wczoraj gdy przeglądałem jej stare rzeczy znalazłem te listy z pogróżkami - podał jej złożone kartki papieru. Otworzyła je i przeczytała cicho:
- Jeśli mu powiesz zabijemy cię! - wstrząśnięta rozłożyła kolejny - Nie możesz mu wyjawić tej tajemnicy! - i następny - On nie może się dowiedzieć kim jest! - skończyła i odłożyła listy na stół. Spojrzała na niego przerażona. Zupełnie nie wiedziała co ma mu powiedzieć. Chłopak nic nie mówił, wpatrywał się tępo w jakiś punkt na ścianie. Veronica podeszła do niego powoli i położyła mu dłoń na ramieniu. Drgnął delikatnie czując jej dotyk, ale nic nie powiedział.
- Odkryjemy prawdę, obiecuje - szepnęła.
- Dziękuje - odparł prawie niesłyszalnie. Odwrócił twarz ku niej. Zobaczyła łzy na jego policzkach. Usiadła obok niego i powoli starła je swoimi małymi dłońmi. 
- Idziemy na cmentarz? - zapytał po chwili milczenia. Przytaknęła cicho i powoli wstała. On uczynił to samo i po chwili zostawili pusty dom. Jedynie świeże ciasto na stole i wciąż ciepła herbata świadczyły o ich niedawnej obecności.

1 komentarz:

  1. No, linki zmienione. Witam na blogspocie i życzę miłego użytkowania:)

    OdpowiedzUsuń